Lampa zepsuta

Z niewiadomych przyczyn sięgasz po nadgryziony zębem czasu, podniszczony rupieć, którego struktura już dawno pokryła się rdzą. Nie jesteś w stanie stwierdzić, co i dlaczego skłoniło cię do potarcia owego paskudztwa, jednak od momentu, w którym spod pozłacanej przykrywki zaczął ulatniać się dym, rozumiesz, że nie ma już odwrotu.
Przedziwnie znużony przymykasz oczy, by obudzić się zaledwie kilka minut później w miejscu, o którego istnieniu nie przyszło ci chociażby słyszeć. Spowite granatem niebo, pozbawione korony drzewa i gęsta mgła wywołują dreszcze przerażenia, wstrząsające całym twym ciałem. Pomimo strachu i niepewności brniesz przed siebie, mijając kolejne spróchniałe konary i wyniszczone przez suszę gleby.
Powoli tracisz nadzieję na znalezienie czegokolwiek, w twej głowie pojawiają się myśli, że zataczasz koła, jednak wszelkie wątpliwości rozwiewają się, gdy dostrzegasz przed sobą wyraźnie zarysowaną, atletyczną sylwetkę, należącą najprawdopodobniej do dorosłego mężczyzny.
-Hej! Zgubiłem się, wiesz może jak się stąd wydostać?- krzyczysz, próbując zwrócić na siebie uwagę nieznajomego, jednak ten nie reaguje
Ponawiasz pytanie, lecz ponownie nikt nie udziela odpowiedzi. Zirytowany podchodzisz bliżej, licząc na to, że proste szturchnięcie sprowadzi go na ziemię. Gdy znajdujesz się już w wystarczającej odległości, próbujesz oprzeć swą dłoń na ramieniu tajemniczego jegomościa, jednak, ku własnemu zdziwieniu, wręcz przez nie przenikasz, lądując na zimnym gruncie. Przeklinasz pod nosem, podnosząc się do siadu, pragnąc ponowić swe starania, jednak w tym samym momencie coś przykuwa twoją uwagę. Spod luźnego, opadającego na twarz kaptura wypływają łzy, a usta wykrzywione są w bolesnym grymasie, jakiego dotąd nie przyszło ci zobaczyć. Ciało nieznajomego wstrząśnięte spazmami nawracającego smutku, policzki zaczerwienione od zimna.
-Przepraszam...byłem tak silny, a zarazem tak słaby.- jego głos pełen goryczy przerywa panującą wokół ciszę, a głowa odchyla się do tyłu, spoglądając w pełne gwiazd niebiosa- Tak cholernie słaby.
Unosisz brwi w pytającym geście, by po chwili ukradkiem dojrzeć wzniesioną przed mężczyzną mogiłę, wykonaną z pokaźnego kawałka marmuru.
"Verda Taspinar
Nigdy nie zapomnę twej roześmianej twarzyczki i uroczego głosiku,
Twój poddany i ukochany Jamael"
Odczytujesz wygrawerowaną ozdobnymi literami inskrypcję, czując przedziwne ukłucie w sercu. Przenosisz wzrok na nieznajomego, którego dłonie zacisnęły się wokół srebrzystego łańcuszka, dumnie opadającego na mokry od łez tors.
-Nie wiem kim byli, nie mam pojęcia skąd się wzięli...-gorycz wyparowała, ustępując miejsca wrogości, niewyobrażalnemu wręcz wzburzeniu-...ale przysięgam, że znajdę i zabiję każdego z nich. Nie odejdę, dopóki ich krew nie spłynie wraz z nurtem rzeki.- niemal krzyczy, a jego palce mocniej ściskają owy wisiorek- Przysięgam na wszystko, co mi zostało, ma najdroższa.
Usłyszane słowa trafiają cię dogłębnie, wywołując natłok nieprzyjemnych myśli. Odczuwasz żal, zakłopotanie i odrazę, które wymieszane ze sobą tworzą jedno, niezwykle drażniące uczucie. Dopiero teraz, po wysłuchaniu monologu mężczyzny, rozumiesz jak potwornie go zraniono, jak rozrywający ból odczuwa, jak nadludzko tęskni za tym, co brutalnie mu odebrano.
W tej samej chwili obraz ulega zamazaniu, a ty powoli znikasz, pogrążając się w bezkresnej ciemności.
Zupełnie sam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia